Problem z dostępnością nowych samochodów – z czego wynika?
Koronawirus namieszał, i to w tak wielu obszarach naszego życia, że do dzisiaj ze zdziwieniem odkrywamy kolejne zmiany wywołane pandemią. Dotyczy to także motoryzacji. O ile na początku szaleństwa COVID-19 można by się raczej spodziewać, iż koniunktura gospodarcza siądzie, a w związku z tym na placach dealerów samochodowych będziemy widzieć setki niesprzedanych maszyn, o tyle rzeczywistość napisała kompletnie inny scenariusz. Samochodów nie ma, a na zamówione auto czeka się już nawet rok. Z czego to wynika?
Pewnie większość z was zetknęła się w ostatnim czasie z hasłem “półprzewodniki”. To właśnie one są odpowiedzialne za kolosalne opóźnienia w fabrykach samochodów. Chodzi po prostu o elektronikę, konkretnie o tzw. wafle, czyli to, z czego są wytwarzane konkretne układy. Jest ich mało, a do tego producenci samochodów wypadli z cyklu regularnych dostaw. Ale zacznijmy od początku.
Współczesny samochód to nie tylko perfekcyjne dzieło mechaniczne, ale też bardzo zaawansowane urządzenie elektroniczne. Wyśrubowane standardy bezpieczeństwa, ekologia, jak też niezwykle dobre osiągi, to w dużej mierze zasługa tego, iż nad każdym, nawet najmniejszym procesem zachodzącym w obrębie samochodu non stop czuwa elektronika. Z precyzją nieosiągalną dla człowieka pilnuje, by wszystko było wykonywane dokładnie i na czas, bez marnowania energii.
My, jako codzienni użytkownicy, zyskujemy na tym, ponieważ współczesne samochody są niezwykle komfortowe i ekonomiczne. Kto by chociażby pomyślał, że zwykłe rodzinne kombi będzie przyspieszać do setki w 8-9 sekund? Jeszcze dekadę temu byłoby to auto sportowe, a teraz jest to „wozidło do dzieci”. Do tego bardzo poprawiło się bezpieczeństwo, nie tylko pasażerów, ale i innych uczestników ruchu. Nowoczesne auto samo skoryguje wiele błędów kierowcy, często nie dopuszczając do powstania niebezpiecznych sytuacji.
Ma to swój koszt w postaci rosnącej komplikacji samochodów. Jednym z tych komplikujących konstrukcję elementów jest właśnie elektronika. Teraz, gdy jej zabrakło, fabryki są w stanie wypuszczać z siebie niedokończone skorupy. I w przypadku niektórych producentów właśnie tak jest – na placach stoją tysiące aut niemal dokończonych, w których trzeba wstawić brakujące elektroniczne elementy. Bez nich pojazdy te nie nadają się do użytku, nie można więc ich sprzedać, przez co terminy oczekiwania na nowy samochód wydłużają się.
W miarę dobrej sytuacji są koncerny azjatyckie, które dużo elektroniki produkowały we własnym zakresie lub w macierzystych krajach. Gorzej wygląda sytuacja chociażby firm europejskich – one dotychczas zaopatrywały się w elektronikę u zewnętrznych dostawców i teraz, gdy tym brakuje towaru, zostały z niczym.
Ciekawostką jest to, iż za obecny kryzys dostępności aut odpowiada nie tylko deficyt półprzewodników (czyli surowców do produkcji elektroniki), ale też system produkcji stosowany w koncernach motoryzacyjnych. Nazywa się on JIT, co jest skrótem od “just in time”. Zgodnie z nim fabryka zamawia części na bieżąco, aby uniknąć kosztu ich magazynowania. Jak pokazuje aktualna sytuacja, system ten działa świetnie do czasu, gdy nie pojawią się przestoje w produkcji komponentów.
JIT oddziaływuje na deficyt półprzewodników jeszcze w inny sposób. W grupie klientów firm produkujących podzespoły elektroniczne koncerny motoryzacyjne to tylko jeden z rodzajów podmiotów. Gdy zaczęła się pandemia, koncerny te uznały, że zapotrzebowanie na samochody czasowo spadnie, więc obniżyły lub nawet odwołały zamówienia. Za to producenci RTV i AGD nie zrobili tego, przez gdy gospodarka jednak ruszyła pełnymi obrotami, motoryzacja stanęła na końcu kolejki – to, co jest wyprodukowane, trafia najpierw do sprzętu domowego i komputerów.
Tagi: nowe samochody, półprzewodniki, rynek samochodowy